W poprzednie historie możecie wierzyć lub nie, ale ta wydarzyła się naprawdę. Na tinderze miał zdjęcie błękitnej koszuli, starannie rozłożonej na mapie jego torsu. Nie, nie była to samojebka, nie nie udawał biznesmena. Normalny facet. Zawsze kręciła mnie tajemniczość i cicha elegancja , więc niewiele myśląc, przesunęłam palcem w prawo i bam – zmatchowało nas!
Opis był niedługi, jednak treściwy:
Michał, 28 lat, strażak z zamiłowania
Na tamtym etapie już mocno zdążyłam wkręcić się w klimat tinderowiczów i ich słownictwa, dlatego uznałam, że zawód strażak, jest idealną pożywką do flirtu.
– Strażak, tak? Czyli umiesz ugasić każdy pożar? – zaczęłam już nieco odważniej niż na początku.
– Mniej więcej – odpowiedział – jak się masz?
Ku zaskoczeniu Michał nie pociągnął tematu, który mógłby przerodzić się z namiętny romans. Normalna rozmowa? Czemu nie.
Od tej pory nie było dnia, kiedy byśmy nie rozmawiali. Codzienna rutyna samotnych wieczorów przerodziła się w całonocne czatowanie z nieznajomym. Nie miał swojego zdjęcia, nie widziałam jego twarzy. Zastanawiało mnie to trochę, dlatego w pewnym momencie zapytałam wprost, czy ma żonę, kochankę bądź dziewczynę?
– Nie – odpowiedział – po prostu trochę mi głupio przed znajomymi z pracy, że mam tindera, dlatego wolę się nie pokazywać.
Zrozumiałam to, bo przez pewien czas miałam to samo. Chociaż nie ukrywam, że pracując w korpo ludzie nie grzeszą czasem na wyjścia na miasto i poznawanie znajomych, dlatego średnio co drugi karierowicz mógł się pochwalić historiami z badoo czy właśnie tindera. Ja miałam zdjęcie, ponieważ uważam, że grunt to transparentność. Poza tym jestem kobietą pewną siebie, więc czego tu się wstydzić? Każdy pragnie odrobiny miłości, a czy moralnym jest czy to będzie tinder czy kółko różańcowe w salce przykościelnej, to już sprawa dla komitetu monitoringu osiedlowego i koła gospodyń wiejskich.
Już po miesiącu z wypiekami na twarzy czytałam wiadomości od niego. Opowiadał, że jego ulubionym miejscem na ziemi jest Chorwacja, że mnie tam zabierze, że będziemy na plaży leżeć całe dnie…on będzie smarował moje ciało olejkiem kokosowym, bo taki lubi najbardziej.. Lubisz zapach kokosu? Lubię – odparłam, – Ja też uwielbiam. Zapach, smak i dotyk tłustej egzotyki orzechu. A lubisz wanilię? – Tak, to mój drugi ulubiony zapach. – No więc później zabiorę Cię do auta pachnącego wanilią, włożę kwiat we włosy i będę całował… po całym ciele. Strażak, który nie gasi, a rozpala pożary.
Od tego momentu czułam, że to może być ten jedyny, może odnalazłam swoją ostoję. Przestałam zaglądać na tindera, przestałam oglądać się za facetami na mieście. W końcu znalazłam wspólny język z kumpelami, które miały swoich facetów. A te, które były w długoletnich związkach, zazdrościły mi motylków w brzuchu i ekstazy przy każdym dźwięku powiadomienia z iPhone’a. Było idealnie.
W końcu wysłał mi swoje zdjęcie. Moim oczom ukazał się wysoki, przystojny brunet z lekkim 3-dniowym zarostem. Bożeeeeeeee. W tamtym momencie myślałam, że wygrałam życie. Zdjęcie widać, że robił sam (lekko zamglone, poza nie do końca modelingowa), dlatego byłam 100% przekonana o jego prawdomówności. Nie mogłam się doczekać, aż spotkamy się na żywo. Był 5 tydzień. Uznaliśmy, że to już czas na pierwsze spotkanie. Rozmowa, flirty, wszystko fajnie, jednak najbardziej brakowało mi dotyku, którego już tak bardzo byłam spragniona…
Pierwszym sygnałem, który dał mi do myślenia, była rozmowa, w której okazało się, że jednak nie jest tą osobą, za którą się podaje.
– Michał?
– Kaśka, ja nie mam na imię Michał. Jestem Paweł. I nie mam 28 lat. Mam 31.
Te informacje, może i błahe, trochę wytrąciły mnie z równowagi. Jak to nie Michał? Czemu mnie okłamałeś?
– No mówiłem Ci przecież, że trochę się wstydzę, dlatego nie chciałem żeby ktoś mnie nakrył.
– Tajemnicze profilowe, gdzie nie widać na nim twarzy, nie było wystarczające? Przecież w Warszawie jest mnóstwo Pawłów, co w wieku 31 lat operują flirtem na tinderze.
Byłam w lekkim szoku, jednak zaczęłam sobie tłumaczyć, że może faktycznie tak jest, że może przesadzam. Postanowiłam zostawić temat, przecież każdemu zdarza się trochę oszukać, chcąc poddać swój wizerunek ocenie online. Jednym słowem: zrozumiałe.
Spotkaliśmy się w środę 3 stycznia o 19:00. Niezły początek roku. Mój nowy partner zaproponował mi randkę, o jakiej dawno marzyłam i jakiej dawno nie miałam. Kazał mi ubrać się ciepło, wziąć czapkę, rękawiczki i szalik i broń boże sukienki!!! – Jedziemy w teren moja droga. – Napisał, puszczając mi oczko. Podjechał po mnie czarnym Jeepem, którego ledwo dojrzałam spod intensywnych świateł reflektorów.
– Cześć, to Ty jesteś Paweł? Nie pomyliłam samochodu?
– Cześć, nie pomyliłaś.
Usiadłam na beżowej, skórzanej kanapie przedniego siedzenia.
– Zabieram Cię na wycieczkę – Powiedział do mnie. Był taki sam jak na zdjęciach. Wymieniliśmy się uśmiechamy i ruszyliśmy w drogę.
Powiedzieć, że było bosko, to jak nie powiedzieć nic. Drodzy Czytelnicy, czy ja serio się zakochałam? Czy to już teraz? To aż niemożliwe, przecież tyle się słyszy o znajomościach z neta, tylu palantów na tinderze spotkałam, że relacja z siedzącym obok mnie Pawłem graniczyła z cudem. Serce biło mi jak szalone. Na off-road zabrał mnie parę razy. Zawsze potem jechaliśmy na Orlen po duży kubek gorącej czekolady – tam jest najlepsza. Jej słodki smak stał się najbardziej słodki, a głęboka czekolada z paragwajskich plantacji – bardziej intensywna. Na dworze było zimno, a w jego ramionach ciepło. To było to, na co czekałam już tak długo. Pani Whitney Wolfe – nie zawiodłam się na Pani apce. Niech żyje technologia!
Spotykaliśmy się często w tygodniu. Przychodził do mnie na herbatę po pracy, jeździliśmy Jeepem po dzikich terenach, w środku nocy podjeżdżaliśmy do Mc Drive, wracając z frytkami i colą. W weekendy zazwyczaj miał dużo pracy i nie chciał się wtedy spotykać. Przyznam szczerze, że dla mnie było to nieco dziwne… wtedy miałam najwięcej czasu, mogliśmy poszaleć na mieście, albo przeleżeć całe dnie w łóżku…w którym jeszcze nigdy nie byliśmy. TAK DOKŁADNIE. Nie spędziliśmy razem nocy, nie byliśmy razem nadzy. Dla mnie to było potwierdzenie faktu, że nie zależy mu na seksie tak bardzo jak na naszej relacji. Rzecz jasna, że się cieszyłam, jednak niepokoiło mnie, że nie robi żadnego kroku do przodu.
Jednak w końcu do tego doszło. Pewnego popołudnia, nieśmiało przysunął się do mnie i powoli zbliżył swoje usta do moich. Nie wiedziałam, czy to mi się śni czy dzieje się naprawdę. Usta miał miękkie i stęsknione. Nie skończył jednego pocałunku, a już dawał mi kolejny. Łapał mnie za szyję, włosy, dotykał po całym ciele. Nasze oddechy były szybkie i gorące. Powoli zaczął mnie rozbierać. Zdjął długi czerwony sweterek pod którym miałam tylko stanik i pończochy. Rozumiecie co Wam chcę przekazać? Wizja idealnej kobiety, która nosi perfekcyjnie dopasowaną bieliznę, bo wie, że to nie facet ją wyrywa, tylko ona jego. Ja czułam, że mimo wszystko, to on mnie uwiódł. Tak bardzo tego chciałam, że zatarły się wszelkie granice. Delikatnie zsunął ramiączko prawe, potem lewe. Odpiął stanik, który spadł na ziemię. Podniecał mnie na maxa. Przypomniałam sobie te wszystkie historie o kokosie, masażu na plaży i kwiatku we włosach. Rozpalił mój umysł dawno temu, więc sfinalizowanie tego w formie cielesną było tylko formalnością.
Jednak nie doszło do tego. Czemu? No nie wiem właśnie. Coś nie pykło.
– To nie Twoja wina. Po prostu to nie wyjdzie.
Leżeliśmy nadzy w łóżku obok siebie i czułam, prawie słyszałam, jak bańka mydlana pęka. Puf – i już nic nie ma. Nie do końca wiem, co się w tamtym momencie zadziało. Po tym, jak zatrzasnęłam za nim drzwi, nigdy więcej go nie widziałam. Chociaż historia z nim wróciła do mnie ze zdwojoną siłą. I to już nie tak miła i namiętna na początku.
Tinder zachował swoją twarz. Twarz, która ma wiele obliczy, ale jedna jest dominująca. Mężczyźni to dupki. To skurwysyny bez serca, małe dzieci, które nie wiedzą czego chcą. Dlaczego tak mówię w kontekście historii ze strażakiem? Dowiecie się niebawem.